23 grudnia 2019

Żyj przez każdą sekundę bez wahania

And who are you trying to blend in with a fence? It won't work - beauty catches attention. - #attention #beauty #blend #catches #fence #trying
Anne-Marie Laine
26 LAT, URODZONA W PARYŻU, TAM TEŻ MIESZKAŁA DO 11 ROKU ŻYCIA. HELSINKI OD PIĘTNASTU LAT. WIZAŻYSTKA, INSTAGRAMERKA, YOUTUBERKA. W PLANACH ZAŁOŻENIE WŁASNEJ MARKI KOSMETYKÓW.  MIESZKANIE W DZIELNICY AURINKOLAHTI. WŁAŚCICIELKA  RADI'EGO. SZNURKI.

Miała jedenaście lat, kiedy jej życie z dnia na dzień zmieniło  się nie do poznania. Wtedy też pierwszy raz od długich lat stanęła na płycie lotniska w Helsinkach, wypatrując wśród tłumu ludzi swojego ojca. Zamiast niego pojawił się kierowca, który zabrał ją do domu, którego nigdy nie nazwała rodzinnym. Początki w zupełnie nowym kraju były bardzo ciężkie. Nie znała tutejszych mieszkańców oraz obyczajów. Myślami wciąż była w rodzinnej Francji, na dachu starej kamienicy, gdzie wraz z mamą siadała i nocą oglądała gwiazdy oraz tętniący życiem Paryż. Ostatnie chwile spędziła przy jej łóżku, obiecując, że mimo wszystko będzie żyć dalej, jakby nic się nie stało. Z całych więc sił robiła wszystko, aby dotrzymać obietnicy, którą złożyła matce. Żyła jak dawniej, jednak w obecności nieznanych sobie osób, ucząc się równocześnie jednak nowego życia.
Od tamtego momentu minęło już piętnaście lat, które były chaotyczne i nieprzewidywalne. W tym czasie Anne zaliczyła wiele wzlotów i upadków. Kilka razy pomyliła życiowe drogi, które dały jej wiele do myślenia. Odbijała się od dna i znów na nie spadała, jednak z upartością brnęła dalej. Teraz ma dwadzieścia sześć lat, całkiem dobre relacje z ojcem i jego rodziną oraz w pewien sposób pokochała Finlandię. Szczególnie za widoki, tutejszy klimat i ludzi, którzy okazali się być względem niej bardzo przyjaźni. Ma nadzieję, że to właśnie tutaj jest jej miejsce na ziemi. 
Witamy i zapraszamy na wątki. Chyba się polubimy, prawda?  :)
W cytacie Elton John. Chętnie przyjmiemy też jakieś powiązania :)

3 komentarze:

  1. [Miło mi powitać panią, której wizerunek przykuwa na dłużej zarówno za pomocą soczystej pomarańczowej barwy, jak i optymizmu, która aż od niej bije. Chętnie zaprosiłabym na jakiś wątek, ale niestety nie mam pomysłu jak połączyć Annę z Montim, więc życzę tylko wesołych świąt i samych porywających historii.]

    M.V.Amati

    OdpowiedzUsuń
  2. Od czasu ucieczki z rodzinnego domu blisko czternaście lat temu Monti starannie obserwował innych ludzi, którzy mieli wystarczająco dużo szczęścia, by urodzić się i wychować w prawdziwej, wspierającej się na każdym kroku, a przede wszystkim kochającej rodzinie w celu zaszczepienia ich zachowanie we własnym życiu, co pomogłoby mu wtopić się w tłum. Mimo usilnych starań nie potrafił jednak całkowicie wypchnąć z podświadomości wszystkich tych upokarzających oraz zarazem brutalnych chwil ze swojej przyszłości, przez co nawet przy wykonywaniu obowiązków związanych z pracą ze starszymi damami, którym zdarzyło się zasłabnąć na ulicy, rzadko łapał z nimi kontakt wzrokowy i trochę za bardzo napinał mięśnie. Stałe pobudzenie psychiczne w połączeniu z dwudziestoczterogodzinnym okołoświątecznym dyżurem spędzonym w zdecydowanej większości w karetce przedzierającej się na włączonych sygnalizatorach świetlno-dźwiękowych przez zatłoczone ulice fińskiej stolicy prawdopodobnie znacznie osłabiłoby postrzeganie rzeczywistości nawet konia, więc nic chyba dziwnego, że podczas powrotu piechotą do domu zwracał nieco mniejszą uwagę niż zwykle na okolicę. Pewnie nie skończyłoby się to zbyt tragicznie, gdyby dla odmiany nie postanowił akurat tamtego dnia pójść skrótem, z którego korzystał do tej pory zaledwie kilka razy. Przebył prawie trzy czwartej drogi, gdy nagle jak spod ziemi wyrósł przed nim wysoki, zakapturzony mężczyzna z nożem w prawej ręce, którego zauważył dosłownie w ostatniej sekundzie. Instynktownie zaczął się cofać, ale gdy za plecami poczuł chłód metalu, wiedział, że nie obejdzie się bez ostrej jatki. Może zabrzmi to głupio, ale naprawdę ucieszyłby się, gdyby tym razem był to czysto rabunkowy napad. Oddałby wtedy zwyczajnie, co najcenniejsze i ulotniłby się. Jego marzenia rozwiały się jednak w tej samej chwili, w której pierwszy z napastników ukazał swoją twarz. Ogromne, przeszywające do szpiku kości ciemnozielone oczy w połączeniu ze szramą biegnącą od żuchwy aż do skroni mogła należeć tylko do jednej osoby, a mianowicie do najlepszego mściciela ojca Włocha, a skoro tak, to jego wspólnikiem musiała być sama Czerwona Dama, z którą mało kto miał odwagę zadzierać. W tej sytuacji mógł jedynie grać na czas i modlić się o niespodziewany patrol policyjny.

    OdpowiedzUsuń
  3. - Proszę, proszę, kogo my tu mamy? - Zaśmiał się drwiąco facet postępując parę kroków bliżej swojej ofiary.
    - Naszego małego liska, któremu wydawało się, że jak czmychnie za ocean, to nikt go nie znajdzie... - Rzucił słodko kobieta, wyciągając z krwistoczerwonej sportowej torby zawieszonej na ramieniu uzi, na którego widok Vitale omal nie zemdlał. Od tego całkowicie bezsensownego aktu desperacji uratowała go chyba adrenalina krążąca w żyłach i napędzająca umysł do szybkiego, a przy tym logicznego myślenia.
    - Ktoś tu chyba zapomniał, że ta broń ma dwie wady: po pierwsze robi duży hałas, a po drugie nie nadaje się do strzelania z tak bliskiej odległości. - Zauważył, przetrząsając jednocześnie wszystkie kieszenie po kolei w poszukiwaniu czegokolwiek, czym mógłby odeprzeć atak. Ku swemu przerażeniu wydobył na światło dzienne składany scyzoryk i puszkę gazu pieprzowego. Pewnie lepsze to niż nic, ale nadal wybitnie słabo.
    - Ależ nie zamierzam zabierać przyjemności wykończenia Cię swojemu bratu. Wystarczy, że parę dni temu sprzątnęłam tego kapitana, który był na tyle głupi, by Cię tu, tchórzu, przywieść. - To powiedziawszy, odwróciła się twarzą w stronę, z której przyszedł, pozostawiając go całkowicie na łaskę i nie łaskę swego niezrównoważonego krewnego.
    To rzecz jasna nie zmieniało zanadto układu sił, toteż biedny chłopak kilkakrotnie w ciągu następnych dwudziestu minut zbliżał się ku krainie duchów i pewnie ostatecznie by do niej trafił, gdyby nie nagły odgłos zbliżających się radiowozów.
    - Zmywamy się! - Rozkazała dziewczyna i obaj wysłannicy piekieł odbiegli w sobie wiadomym kierunku. Amati natomiast leżał w tym samym miejscu, w którym go pozostawili aż do momentu, gdy został podniesiony przez znanych mu już funkcjonariuszy. Ci mieli na tyle wyrozumiałości, że po spisaniu odpowiednich formularzy, zamiast próbować zmusić go do konsultacji medycznej, odwieźli go prosto do domu.
    ***
    Spał dłużej niż zwykle, a gdy po przebudzeniu poszedł do łazienki i zaczął oceniać spustoszenia na swoim ciele wywołane niemal śmiertelną bijatyką, doszedł do wniosku, że oprócz wielu niezbyt groźnych zwichnięć oraz już na pierwszy rzut oka złamanego lewego obojczyka, dorobił się imponującej kolekcji różnokolorowych siniaków, a także głębokich cięć. O ile z tymi ostatnimi mógł sobie poradzić z pewnością we własnym zakresie, o tyle z pierwszymi po niezliczonej liczby podejść, musiał spasować. Do ich odpowiedniego zakrycia przed wścibskimi spojrzeniami pozostałego personelu szpitalnego, a w szczególności zaniepokojonego przełożonego potrzebny był ktoś, kto zna się na tuszującej kosmetyce, a brunet z pewnością nie był tym kimś. Przecież nie mógł mu po raz chyba milionowy wciskać tego samego kitu o lunatykowaniu i upadku z dachu. Po tylu powtórzeniach tego samego kłamstwa zabrzmiałoby to po prostu absurdalnie. Niestety nie za bardzo wiedział skąd wytrzasnąć odpowiednią osobę, która w dodatku nie wypaplałaby jego wstydliwego sekretu całemu światu. Przypadkiem podczas porannego spaceru z psiakami zauważył na słupie ulicznym reklamę pewnego salonu wizażu, a gdy w trakcie śniadania wyszukał go w Internecie i zapoznał się z opiniami na jego temat, pomyślał, że nie zaszkodzić spróbować. Gorzej, że gdy po drugiej stronie usłyszał młody damski głos, całkowicie spanikował i musiał wziąć głębszy oddech, by uzyskać jako taką kontrolę nad rozbieganymi myślami. Chyba jeszcze nigdy nie czuł się tak głupio, jak teraz, siedząc z kotem na kolanach i usiłując wykrztusić choćby jedno sensowne zdanie.
    - Dzień dobry, nazywam się Monti Amati i ... - Znowu się zaciął i dłuższy moment walczył ze sobą, by nie odłożyć tej przeklętej słuchawki. - ...chciałbym się umówić możliwie jak najszybciej na wizytę.
    No, w końcu, powiedział to, a teraz czekał na werdykt, nerwowo mierzwiąc opuszkami palców sierść Romulusa.


    Monti Amati [Mam nadzieję, że nie wyszło najgorzej.]

    OdpowiedzUsuń